piątek, 14 grudnia 2012

Opasły Tom PIW


Podczas ostatniej z kulinarnych wycieczek zawędrowaliśmy do końca Chmielnej, przekroczyliśmy dzielnie świąteczny Nowy Świat, by pod numer 17, znaleźć Opasły Tom, fuzję księgarni i restauracji. W latach '60, pod tym adresem znajdowała się kawiarnia literacka, w której bywali m.in. Antoni Słonimski, Stanisław Jerzy Lec, Gustaw Holoubek czy Janusz Głowacki. Nawiązując do tej tradycji formą i wystrojem, Opasły Tom zachęca do czytania podczas jedzenia, co osobiście odradzam (u mnie kończy się to zawartością menu na kołnierzyku koszuli). 

Szefem kuchni jest Agata Wojda, prezentująca swoje dania autorskie. Menu jest mocno sezonowe i często ulega zmianie. Do tego podzielone jest na dwie sekcje - pełnych dań, oraz menu degustacyjne, z którego w cenie 110zł można wybrać cztery dania. Do tego specjalnie dobrane wina, w czterech kieliszkach, w cenie 87zł. Niestety, podczas mojej wizyty nie mogłem spróbować alkoholu, jednak wierzę, że świetnie komplementuje smak potraw. 

Skąd taka konkluzja? Ze świetnego smaku dań, oczywiście!

Wegetariańska towarzyszka zdecydowała się na zupę z dyni. 

Zasadniczo dynia jest bez smaku, ale przy użyciu odpowiednich dodatków i przypraw można z powodzeniem stworzyć z niej sycące i smaczne danie. Tak było w tym przypadku, jedyna uwaga to zbyt dużo ostrej papryki użytej do doprawienia zupy – kremu. Ogromna porcja z powodzeniem zaspokoi głód. 

Ja natomiast, starym zwyczajem, wybrałem wołowinę - tym razem duszoną w winie i podaną z warzywami. Nie jest to mój ulubiony sposób przyrządzenia mięsa, ze względu na utratę charakterystycznego aromatu. I tu zaskoczenie! Mięso utrzymało, ba, nawet uzyskało lepszy aromat, pozostając kruchym i soczystym. Warzywa zanurzone w wywarze dopełniły gładkiej, przyjemnej kompozycji. 

Jedyne, co może przeszkadzać, to głośna kuchnia - siedząc w drugiej sali, dokładnie słyszeliśmy spory Szefowej z obsługą.

Lokal mały, ale za to z miłym klimatem i świetnym jedzeniem. Polecam, sami z pewnością jeszcze niejednokrotnie tu zawitamy.



poniedziałek, 3 grudnia 2012

Sioux

Niejednokrotnie wspominałem o mojej sympatii dla kuchni amerykańskiej. W Warszawie, głównie dzięki modzie na burgery, możemy znaleźć coraz więcej miejsc oferujących sute "sztejki", oraz kuchnię tex-mex. Sioux jest jednym z nich, sieciówką od drzwi witającą kowbojskim wystrojem i staroamerykańskim nastrojem. Czy smak był wystarczająco bogaty, by przeniosło nas na Dziki Zachód?


Po pierwsze, wnętrze. Drewno i akcesoria kowbojskie, tchną lekką tandetą lub westernem klasy B. To jestem w stanie wybaczyć, nawet lubię ten kiczowaty nastrój. Niewybaczalne natomiast, jest ustawienie stolików - zbyt blisko siebie! W piątkowy wieczór uniemożliwia to normalną rozmowę, chyba, że jest się fanem zawodów w stylu "kto głośniej". Dodajmy do tego koedukacyjną łazienkę z kolejką rodem z PRL-u, a dostaniemy przepis na nieudany wieczór.



Przejdźmy do jedzenia. W karcie, jak już wspomniałem, obok hamburgerów i steków, znajduje się spora sekcja tex-mex, na którą tego wieczoru postawiliśmy. Na przystawkę podano nam placki ziemniaczane w sosie grzybowym. Same placki były ok, za to sos zdecydowanie przesolony. Okazało się to problemem pozostałych dań, bo moje fajitas, pomimo apetycznego wyglądu, smakowały jak ściany Wieliczki. Lepszym wyborem były roladki z kurczaka, pomimo nijakiego, pozbawionego wyrazu smaku (a może taki się wydawał po przesolonej reszcie).



Niestety, miejsce zmarnowało wielki potencjał - kuchnia amerykańska na chmielnej, w bliskim pobliżu kina. Z tego, co usłyszałem od innych sympatyków kuchni amerykańskich, warszawski Sioux jest najsłabszym przedstawicielem franczyzy. Może skuszę się jeszcze na wizytę, ale z pewnością nie będzie to lokal przy ulicy Chmielnej.





sobota, 1 grudnia 2012

Nowy sezon BroGuźca.

W ostatni weekend zostaliśmy zaproszeni na premierę nowego sezonu lokalnego browaru Broguziec. Zaprzyjaźniony browarnik a zarazem twórca i pomysłodawca projektu - Adam Czogalla, od pewnego czasu szuka swojego miejsca na zdominowanym przez korporacje rynku piwnym.


Podczas małej imprezy mieliśmy okazję nie tylko spróbować wielu złocistych napoi w różnych stylach, ale także wypieków tego samego autora. Osobiście radziłbym założenie lokalu, bo i jedno, i drugie wystarczyłoby, żeby skusić nas do regularnych odwiedzin.


Przechodząc do najważniejszego, czyli piwa: nigdy nie byłem wielkim piwoszem, zwykle preferując wino (do jedzenia), ewentualnie wódkę (do zabawy ;) ) i whiskey. I tu miłe zaskoczenie, bo trunki wzbudziły we mnie spory entuzjazm. Po pierwsze, zachwyciła mnie ilość rodzajów piwa oferowanego przez Broguźca - niemal 50! Z tego zdecydowanie mogę polecić Ale, ze świetnym Hefe Weizen #34 na czele. Adam ciągle pracuje nad swoimi wyrobami, eksperymentując ze znanymi i mniej rozpowszechnionymi recepturami. Dodatkową atrakcją są urocze etykietki, zaprojektowane przez Patriciję Bliuj-Stodulską.


Podsumowując, nunc est bibendum!
Biorąc pod uwagę młody wiek browaru, możecie spotkać się z trudnościami dystybucyjnymi. Wszystkich zainteresowanych zapraszam na stronę fejsbukową BroGuziec. Już teraz warto się browarem zainteresować, a jestem pewny, że w przyszłości Adam jeszcze niejednokrotnie nas zaskoczy!