niedziela, 25 listopada 2012

Hack Warsaw: Pizza na telefon.


Pisaliśmy już o burgerach, teraz przyszedł czas zmierzyć się z tematem trudniejszym - pizzą.
Każdy z nas miewa takie dni, gdy nie chce się wychodzić z domu, męczy nas kac, bądź inny rodzaj Weltschmerzu i ostatnie, czym chcemy się przejmować, to gotowanie. W takich momentach najlepszym remedium na całe zło tego świata, jest puszyste ciasto przykryte sporą ilością sera (i innych atrakcyjnych dodatków). 
Dlaczego uważam temat za trudny?
Bo każdy ma inne pizzowe preferencję. Tak naprawdę, klasyczna pizza neapolitańska powinna spełniać kilka warunków:
-ciasto o grubości 3mm przed pieczeniem, z mąki 0 lub 00 i drożdży neapolitańskich, formowane przy użyciu rąk 
-być chrupiąca, krucha i aromatyczna
-nie może się uginać pod ilością składników
-puryści akceptują tylko trzy rodzaje : marinara, margherita, margerita extra
Jednak to NIE SĄ kryteria, podług których oceniałem polskie pizzerie. 
Oczekiwania wobec pizzy "na telefon" zawęziłem do kategorii:
1.Nadzienie - smak, ilość 
2.Ciasto - wolę cieńsze, nie znoszę niedopieczonej buły
3.Rozmiar - mówi samo przez się.
4.Dostawa - czy dotarła ciepła i na czas
5.Jakość/Cena - relacja produktu do ceny
Wybór pizzeri był czysto subiektywny, jednak sugerowałem się kluczem komercyjnie popularnych miejsc. -->

Restauracja/Kryteria Nadzienie Ciasto Rozmiar Dostawa Jakość/Cena
Pizza Hut 4 4 3 4 3
Dominos Pizza 5 5 3 4 4,5
Pizza Dominium 3 2 4 3 2
Tele Pizza 2 3 4 2 2
Pizza Nocą 2 2 5 5 3
Pizza Time 3 3 4 3 3
La Torre 5 4 4 4 4

Ranking wygrała Pizza Domino's, oferując najlepszy smak i jakość, pomimo trochę wyższych cen niż konkurencja. Dostawa sprawna i szybka, możliwość zapłaty kartą, oraz sos czosnkowy gratis to rzeczy, które uczynią każdego leniucha szczęśliwym. Brak mi tu tylko opcji "późno nocnej", ale jedzenie dla nocnych marków to temat na osobny artykuł.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Bistro Bar Toscana

W miejscu dawnego kina Sawa, w sporym gmachu na skrzyżowaniu francuskiej i zwycięzców, znajduje się bistro o zachęcającym, jasnożółtym szyldzie. Do Bistro Bar Toscana, bo o niej mowa, chciałem wybrać się już od dłuższego czasu, zwłaszcza, że lokale w tamtym budynku często ulegają transformacji/likwidacji (lubiany sklep z artykułami z Rosji, RIP).


W lokalu podawana jest lekka kuchnia włoska, w przystępnych aranżacjach. Lokal jest dość zatłoczony w porze lunchu, co nie jest trudne, biorąc pod uwagę jego małą powierzchnię. Samo pomieszczenie ma charakter galeriowego foodcourta, nadrabia za to dobrą obsługą.



Zdecydowaliśmy się na zestaw lunchowy, w skład którego wchodził rosół oraz kurczak z warzywami. Niestety, obyło się bez zachwytu. Rosół dość cienki, nie miał głębokiego smaku, którego zawsze szukam w naparze. Sałatka podana do drugiego dania przypomniała mi o szkolnej stołówce - sucha i papierowa. Samo mięso, pomimo rzadkiego sosu, "ujdzie w tłoku". Jest wiele restauracji, gdzie za dwadzieścia pięć złotych otrzymamy lunch o znacznie wyższej jakości.






poniedziałek, 12 listopada 2012

Basilia

Zawsze uważałem, że dobrym wyznacznikiem jakości restauracji jest ilość osób tam się stołujących. Podczas moich kulinarnych eskapad, to założenie było poddane wątpliwości (patrz: Trattoria Rucola), jednak Basilia potwierdziła zasadę. Ciężko tu dostać stolik bez rezerwacji, jednak już we wstępie uchylę rąbka tajemnicy i powiem, że warto.


Basilia jest restauracją włoską, a dokładnie sycylijską. Właściciele założyli ją pod wpływem podróży na Sycylię, przenosząc smak i słoneczny nastrój pod ursynowską strzechę. Projekt się udał - surowe wnętrze, pęki suszonych warzyw, na pół otwarta kuchnia z opalanym drewnem piecem, ustawionym w centralnym knajpy. Pizza na cienkim, kruchym cieście z masą dodatków - mała italia.


Karta nie jest bardzo rozbudowana, ale to dobrze - lubię miejsca ze specjalizacją. Na przystawkę, zdecydowaliśmy się na focaccia oraz carpaccio. Carpaccio mnie zachwyciło, przykryte ogromną ilością parmezanu i świeżej rukoli, cienkie kawałki polędwicy świetnie komponowały się z octem balsamicznym. Focaccia wyjęta prosto z pieca - krucha i chrupiąca, tak jak być powinna.


Na drugie danie musieliśmy dość długo czekać, złożę to na karb świeżości potraw. Zgodnie z moimi ostatnimi smakami, zdecydowaliśmy się na makarony.  Conchili con spinachi e gamberetti - muszelki nadziewane szpinakiem to sycylijski standard, jednak to soczyste krewetki sprawiły, że danie nabrało rumieńców. Mogłoby ich być więcej, lub stanowić osobne danie. Tagiatelle al salmone nie było już tak trafionym wyborem, makaron był dobry, jednak kremowy sos zbyt monotonny i w połączeniu z łososiem - mdlący.



Dużym plusem było zaoferowanie przez obsługę zapakowania niedojedzonej reszty posiłku. Ceny w lokalu są dobre, odpowiadają oferowanej jakości. Z wizyty odniosłem bardzo pozytywne wrażenia, jednak musicie pamiętać, że to restauracja typowo sycylijska i nie wszystkim przypadnie do gustu.









czwartek, 8 listopada 2012

Oberża Pod Czerwonym Wieprzem

Witajcie Towarzyszu!
Oberża zabrała nas w nostalgiczną wycieczkę w czasy głębokiego PRLu. Prosty pomysł jest tu świetnie zrealizowany i w sposób godny podziwu - spójny. Nie mam tu na myśli Misiowej stołówki, a raczej jadłodajnię partyjnych dygnitarzy. Od wystroju zaczynając, a na nazwach dań kończąc, mamy do czynienia z w pełni przemyślanym konceptem, sprzedającym nostalgię w nowoczesnej formie. 

Obsługa jest szybka i miła, pomimo dość dużego tłoku. Miejsce jest oblegane, zwłaszcza wieczorami i nie ma się czemu dziwić, bo świetnie odpowiada na np spotkanie firmowe w trochę luźniejszym otoczeniu.  Sale są duże, z wieloosobowymi, drewnianymi stołami. Ceny dość wysokie, jednak musimy brać pod uwagę grupę docelową, którą są biznesmeni, oraz spora rzesza turystów.


Zdecydowaliśmy się na talerz zakąsek - Piwną Deskę Gustawa Husaka. I, mówiąc szczerze, wszystkie znajdujące się na niej przysmaki były świetne! Grillowany kurczak, delikatny panierowany ser konecki, soczysty boczek, pieczone kabanosy... Jedyne, do czego mógłbym mieć uwagi to krążki cebulowe - wolę duże koła cebuli, niż panierowaną mieloną cebulę, ale to kwestia preferencji. Wiedząc, że na rodzimych daniach się nie zawiodę, spróbowałem Kurczaka Mao - jednego z dań kuchni międzynarodowej. Ku zaskoczeniu, dostałem wariację na temat yangnyeom tongdak, aka kurczaka w czerwonym sosie. Był świetny, choć smak zdecydowanie zeuropeizowany i znacznie słodszy niż oryginał. 



Czerwony Wieprz załatał ziejącą dziurę, która pozostała w moim sercu (żołądku? Jedno i to samo!) po spadku jakości w Szwejku. Polecam to miejsce z czystym sercem, jestem pewien, że jeszcze nie raz mnie tu spotkacie. "Robotnicy nie wybaczą prowokatorom i rozrabiaczom! (marzec 1968)"