Gdy
dowiedziałem się, że będę mógł porozmawiać z Jo Walton, byłem
naprawdę podekscytowany. Jest ona nie tylko autorką wielokrotnie
nagradzanych książek – „Wśród Obcych” to najczęściej
nagradzana powieść ostatniego dziesięciolecia - ale i amatorką
dobrej kuchni, publikującą na swojej stronie własne przepisy. Nie
mógłbym sobie wymarzyć lepszego gościa! Jako tło dla rozmowy
wybrałem Restaurację Bagatela, która cieszy się bardzo dobrą
opinią, ale na moje kulinarne wrażenia będziecie musieli poczekać
do końca tekstu.
Damian
Dawid Nowak: Konkretny pomysł na obiad?
Jo
Walton: Nie, kusi mnie kaczka, ale nie tym razem. W ostatni weekend
było kanadyjskie Święto Dziękczynienia, w naszym przypadku
obeszliśmy je wcześniej, ponieważ wyjeżdżałam. Kaczkę zrobiłam
w czwartek, a w sobotę dziewczyna mojego syna ugotowała indyka...
DDN:
Brzmi jak uczta każdego dnia.
JW:
Łatwo odmawiam słodyczy, ale to tłuste rzeczy są tak dobre, że
nie sposób z nich zrezygnować (śmiech)
DDN:
Przejdźmy do sedna. Jak można połączyć kulinaria i literaturę?
JW:
Tytuł mojego LiveJournal - "Czytanie, pisanie i co jest na
obiad" podsumowuje moją filozofię życiową. Piszę, czytam,
gotuje, jem - to wszystko to ważne części mojego życia. Myślę,
że małe radości są znaczące i sprawiają, że życie jest dobre.
DDN:
Jakie jedno z lubianych przez Panią dań mogłoby zostać przez
Panią polecone naszym czytelnikom?
JW:
Tak trudno jest wybrać jedno danie! Wszystko zależy od składników.
To co jest teraz bardzo popularne w Montrealu, to gotowanie sezonowe
z obecnie dostępnych produktów, pochodzących z konkretnych miejsc.
Właśnie pojawiły się jabłka, więc widać je w wielu kuchniach.
Ostatnio powstała moja pełna, "dorosła" strona
internetowa - tam można odnaleźć sporo przepisów, głównie na
słodycze.
DDN:
Filozofię życiową już znamy, jaka jest filozofia gotowania?
JW:
Moja filozofia gotowania... pisałam już o tym. Przepis to lista
konkretnych rzeczy, które musimy kupić by uzyskać konkretny efekt.
W prawdziwym życiu nigdy tego nie robię! Zwykle idę na targ: to
wygląda dobrze, tamto jest smaczne... Wracam do domu z masą rzeczy
i próbuję wymyślić: co da się z tym zrobić? Muszę zaplanować
ile osób i kiedy będzie to jadło. Zwykle jem tylko ja i mój mąż,
dlatego kaczka wystarcza na kilka dni: może później zrobię z niej
placek? Może podam zimne udko do kanapki na śniadanie? Właśnie to
ostatnio zrobiłam! Moje gotowanie nie jest sztywne, nie jest
formalnym gotowaniem od "czystej kartki".
DDN:
Ludzie zapominają, że gotowanie może być zabawą.
JW:
Dokładnie! Gotowanie z kimś komu odpowiada twój styl przyrządzania
potraw jest wspaniałe. Kiedyś zastanawialiśmy się, co zrobić z
pozostałością awokado. "Może gazpacho?" "Czym jest
gazpacho?" "Meksykańska zupa z chilli." "Jestem
uczulona na chilli." "Możemy zrobić bez chilli."
Awokado, ogórek, melon, pomidory, rosół - było dość słodkie,
nie gotowane, podane jako chłodnik... Po prostu wspaniałe!
DDN:
Współpraca w kuchni jest tak ważna, jak podział obowiązków.
JW:
W domu gotuję i zmywam ja, mąż sprząta i całkiem dobrze to
działa. Tak długo, jak są jasno wyznaczone granice, wszystko
działa. Pracuję w domu, jestem pełnoetatową pisarką, dlatego
można by pomyśleć, że skoro już tam jestem, mogłabym robić
wszystko. Na szczęście mamy podział, mąż sprząta cały dom w
niedziele... to jest świetne (śmiech). Z gotowaniem by sobie sam
nie poradził. Kiedyś wróciliśmy późno w nocy, mąż nie
czekając na mnie próbował zrobić makaron z serem i bekonem,
proste i szybkie danie, ale pominął etap gotowania makaronu... Po
wszystkim powiedział z nieszczęśliwą miną: "Makaron nie
zmiękł tak, jak kiedy ty to robiłaś."
DDN:
Przechodząc do części literackiej naszego wywiadu, chciałbym
spytać jak na Pani styl wpłynęła praca przy pisaniu gier RPG
(Role Playing Games - gry fabularne)? Sam jestem wielkim fanem.
JW:
Myślę, że pisanie nieliterackie uczy bardziej zwięzłego,
esencjonalnego stylu - cały czas jesteś edytowany. Myślę, że
przed tym byłam gorszą pisarką. Gry RPG, ale nie tylko one, bo
byłam wtedy edytorką przewodnika kulturalnego, nauczyły mnie
zwięzłości oraz pisania ostrzejszych, celniejszych zdań.
Prowadzenie gier natomiast dało mi pewność siebie - jeśli jestem
w stanie kierować kampanią z czterema żywymi graczami, zaczynając
we wrześniu, pozwalając im co tydzień robić to, co chcą, a w
grudniu doprowadzić do momentu kulminacyjnego, to potrafię napisać
książkę.
DDN:
Nad czym teraz Pani pracuje?
JW:
Skończyłam właśnie pisać moją największą fikcję historyczną
- "My real children", która pokazuje dwa różne
spojrzenia na drugą połowę dwudziestego wieku. Rozszczepienie
zaczyna się w 1949. Dwie wersje wszystkiego, co zdarzyło się
pomiędzy 1949 a dniem dzisiejszym. Główna bohaterka ma szczęśliwe
życie w jednym świecie, który sam nie jest w najlepszej kondycji,
natomiast w drugim nie jest tak szczęśliwa, za to świat jest
bardziej poukładany. Dając "polski" przykład, w milszym
świecie Rosjanie nie atakują Bułgarii, praska wiosna
rozprzestrzenia się we wschodniej Europie. To co zdarzyło się w
1989 dzieje się wcześniej, lecz nie tak gwałtownie; powstaje Unia
Europejska i Unia ZSSR w roli socjaldemokratów. W gorszej wersji są
trzy wielkie, nuklearne potęgi - Europa, izolacjonistyczne Stany
oraz Rosja. Nie było trzeciej wojny światowej, ale była wymiana
pocisków: Miami i Kijów, Kuba... Polityka jest tylko tłem, a ten
drugi świat jest tym, w którym bohaterka jest spełniona. Ta
książka jest nietypowa w swoim gatunku, mogę nawet powiedzieć, że
feministyczna na swój sposób. Science fiction nie jest pełne tego
typu perspektywy.
DDN:
Brzmi jak coś, co wymagało masy przygotowań.
JW:
I Tak, i nie. Zwykle, kiedy przygotowuję książkę, przez dziesięć
lat wcześniej czytam "przypadkowe" teksty. Historia jest
moją pasją. Dopiero, kiedy siadam do pisania, wszystko układa się
w sensowną całość. Podczas pisania uczę się, poszukuję, jednak
nie byłabym w stanie napisać mojej książki bez dziesięciu lat
spędzonych na zapoznawaniu się z historią Świata. W tej pozycji
jest bardzo mało Stanów Zjednoczonych - mam wrażenie, że science
fiction jest nimi przesycone. Książka skupia się na całościowo
na Europie oraz dokładniej na Wielkiej Brytanii.
DDN:W
Polsce właśnie debiutuje "Wśród obcych", najbardziej
nagradzana książka ostatniego dziesięciolecia.
JW:
Tak, "Wśród obcych" to moje najpopularniejsze dziecko.
Jest to historia dziewczynki, która uratowała świat, jednak nikogo
to nie obchodzi. W pewien sposób jest mitologizacją części mojego
życia, epizodu sprzed trzydziestu lat. Ucieszyłam się, gdy książka
nie wygrała nagrody World Fantasy Award - żadna książka
dotychczas nie zebrała trzech głównych nagród, a jeśli byłaby
to moja pozycja, to boję się, że nie byłabym w stanie pisać,
mając na uwadze tak duże oczekiwania stawiane mojemu nowemu
tekstowi.
Restauracja
zrobiła na mnie pośrednie wrażenie. Po pierwsze, trudno znaleźć
wejście - jest głęboko w bramie, a gdy spytałem o kierunek
wychodzącego z drzwi pracownika, odpowiedział takim tonem, jakbym
próbował wejść na zamkniętą imprezę bez zaproszenia. Obsługa
nie zachwycała, biorąc pod uwagę raczej średnie umiejętności
językowe - z Jo Walton rozmawiałem w jej ojczystym języku, kelner
zdawał się zwracać jedynie do mnie, sporadycznie kalając swoje
usta angielskim. Restauracja mieści się w piwnicy, dodatkowo
wystrój przypomina hobbicią norkę, z wszystkimi plusami i minusami
tego określenia - przytulnie, niemal babcinie, za to brak
naturalnego światła był drażniący. Kuchnię można podzielić w
bazowy sposób: na zupy i dania główne. Pierwsze nam zdecydowanie
nie odpowiadały: mój krem z dyni był pozbawiony wyrazistości i
smaku, autorka jasno stwierdziła, że jej chłodnik z buraków jest
zbyt słodki. Za to drugie dania to zwrot o 180 stopni! Czarny
makaron zachwycał bogatością dodatków; kaczka, cytując
"najlepsza jaką w życiu jadłem", oraz uśmiech na twarzy
Jo! Nie wiem, czy tyczy się to również pozostałych potraw, ale
bazując na spróbowanych przez naszą trójkę mogę śmiało
polecić Bagatelę jako miejsce, w którym skosztować można
niebagatelnych smaków drugiego dania.
|
|
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz