wtorek, 25 września 2012

Loving Hut



Ciąg pawilonów przy Jana Pawła, pomimo niedawnej renowacji, nie zachęca do wizyty. Gęsto powciskane, małe lokaliki, wydają się tchnąć tandetą. Po raz kolejny, muszę oddać cześć mądrości mojego dziadka: „nie oceniaj książki po okładce”! Ponieważ właśnie tam zjadłem swój pierwszy, satysfakcjonujący obiad wegański.

Wąski wagon z szerokimi ławami, brzydkie menu i tandetny wystrój. Tyle, jeśli chodzi o negatywy, od tego momentu popadam w -achy i -ochy. Zapach smakowitych przypraw już od wejścia sprawił, że do ust napłynęła mi ślinka. Zapominając o tym, że nie doświadczę swojego ukochanego mięsa, wybrałem imitację wołowiny. Specjały utrzymane są w stylistyce orientalnej, ale większość użytych składników to (poza warzywami, oczywiście) seitan, tofu oraz tempeh. Wszystkie podane z ryżem bądź frytkami, są dopracowane i przemyślane. Dania są doskonale doprawione, podane w bardzo ładny sposób, sprawiają że oczekując na swój obiad, mało nie wsadziłbym nosa w talerz ludzi przy stoliku obok. Inspiracją są konkretne dania kuchni wschodniej, jako mięsożerca mogę stwierdzić, że nie tracą na wyłączeniu/zamianie części składników.

Co jedliśmy? Substytut wołowiny z ananasem – pyszny, bliski oryginałowi smak, przesiąknięty słodko-ostrym sosem, oraz „krewetki” z seitanu – tu dalej od oryginału, ale wciąż chrupiące, panierowane i bardo smaczne. Ceny nie są wysokie, wahają się pomiędzy 12-20zł. W ofercie znajduję się też desery i szeroka gama roślinnych napojów. Porcje są przeciętnej wielkości, jednak ja, nieprzystosowany do jedzenia wegańskiego, byłem głodny już po półtorej godziny od naszej uczty. Cóż, nie można mieć wszystkiego. Pewny jestem, że tu wrócę (sajgonki wyglądały przesmakowicie) i polecam wszystkim, którzy chcą spróbować czegoś „nowego”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz