Od pewnego czasu bacznie obserwuję okolice Placu Wilsona, od którego rozpoczęła się przemiana Żoliborza w drugie "centrum restauracyjne". Położone nieopodal Placu El Caribe, dodaje do lokalnego kolorytu kompletnie nowy, nawet na skalę krajową, odcień. Kuchnia kubańska! Poza ogólną wiedzą, nie jestem specjalistą od kuchni południowoamerykańskiej - dlatego tym chętniej przyjąłem zaproszenie na spotkanie, które odbyło się jeszcze przed oficjalnym otwarciem restauracji.
Wnętrze przyjemne, utrzymane
w kubańskiej stylistyce - znad baru czujnym wzrokiem spogląda Celia
Cruz, po przeciwnej stronie podziwiać możemy fototapetę z Katedrą
Hawańską. Całość elegancka, ale w odpowiednim stopniu. Niezobowiązujący, latynoski klimat jest obecny.
Na
początek podano chleb z dwoma salsami - mango oraz z kolendry, kuminu i
oliwy. I już moje serce zdobyte! Nigdzie dotychczas nie spotkałem tak
dobrej, słodkiej salsy, jak mango z El Caribe. Idealnie komponowalła się
z podanymi w postaci przekąski, świeżo smażonymi platanami (odmiana banana).
Papa
rellena, czyli ziemniaki w kukurydzianej panierce dostępne były w dwóch
wersjach: z farszem mięsnym i krewetkowym. Druga zdecydowanie cieszyła
się większym powodzeniem, jednak traktować je trzeba jako
przekąskę/dodatek.
Równocześnie podano faszerowane mięsem awokado, gdzie zachwyciła mnie dojrzałość owocu.
Następnie spróbowaliśmy zupy z fasoli, dania sztampowego i prezentującego
charakterystyczny smak Ameryki południowej. Alternatywą dla niej jest
krem z batatów, z esencjonalnym dodatkiem chorizo. Nie tylko kolorem
przypominał mi krem z dyni. Dodatek kiełbasy sprawił, że było to
jedno z najlepszych dań wieczora.
Po zupach, czas
przyszedł na dania główne, a było z czego wybierać: indyk o hiszpańskiej
nazwie oznaczającej łachmany żebraka, kalmar w sosie pomidorowym, oraz
picadillo a la habanera, czyli mocno czosnkowa wołowina mielona. Do tego
ryż z fasolą, czysta klasyka (jedyne danie, które zapewnia ubogim kubańska opieka
społeczna). Indyk był smakowity, o ciekawej fakturze przypominającej
pulled pork. Kalmary najbardziej lubię saute, jednak w sosie całkiem
dobrze się broniły. Za to wołowina... Była wyśmienita! Idealne proporcje
przypraw, świetne dodatki, jak niemal w każdym daniu, mocno wyczuwalny kumin.
Na
deser flan de lece, czyli klasyczny flan w otoczce z brązowego cukru.
Jak dla mnie za słodki, jednak taki już charakter tego święcącego się od
cukru deseru.
Poza daniami, uwagę należy zwrócić na drinki autorstwa Damian'osa - zwłaszcza truskawkowe Daiquiri!
Poza daniami, uwagę należy zwrócić na drinki autorstwa Damian'osa - zwłaszcza truskawkowe Daiquiri!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz