sobota, 21 września 2013

El Caribe

https://www.facebook.com/RestauracjaElCaribe

Od pewnego czasu bacznie obserwuję okolice Placu Wilsona, od którego rozpoczęła się przemiana Żoliborza w drugie "centrum restauracyjne". Położone nieopodal Placu El Caribe, dodaje do lokalnego kolorytu kompletnie nowy, nawet na skalę krajową, odcień. Kuchnia kubańska! Poza ogólną wiedzą, nie jestem specjalistą od kuchni południowoamerykańskiej - dlatego tym chętniej przyjąłem zaproszenie na spotkanie, które odbyło się jeszcze przed oficjalnym otwarciem restauracji.

Wnętrze przyjemne, utrzymane w kubańskiej stylistyce - znad baru czujnym wzrokiem spogląda Celia Cruz, po przeciwnej stronie podziwiać możemy fototapetę z Katedrą Hawańską. Całość elegancka, ale w odpowiednim stopniu. Niezobowiązujący, latynoski klimat jest obecny.

Na początek podano chleb z dwoma salsami - mango oraz z kolendry, kuminu i oliwy. I już moje serce zdobyte! Nigdzie dotychczas nie spotkałem tak dobrej, słodkiej salsy, jak mango z El Caribe. Idealnie komponowalła się z podanymi w postaci przekąski, świeżo smażonymi platanami (odmiana banana).

Papa rellena, czyli ziemniaki w kukurydzianej panierce dostępne były w dwóch wersjach: z farszem mięsnym i krewetkowym. Druga zdecydowanie cieszyła się większym powodzeniem, jednak traktować je trzeba jako przekąskę/dodatek.
Równocześnie podano faszerowane mięsem awokado, gdzie zachwyciła mnie dojrzałość owocu. 

Następnie spróbowaliśmy zupy z fasoli, dania sztampowego i prezentującego charakterystyczny smak Ameryki południowej. Alternatywą dla niej jest krem z batatów, z esencjonalnym dodatkiem chorizo. Nie tylko kolorem przypominał mi krem z dyni. Dodatek kiełbasy sprawił, że było to jedno z najlepszych dań wieczora.
Po zupach, czas przyszedł na dania główne, a było z czego wybierać: indyk o hiszpańskiej nazwie oznaczającej łachmany żebraka, kalmar w sosie pomidorowym, oraz picadillo a la habanera, czyli mocno czosnkowa wołowina mielona. Do tego ryż z fasolą, czysta klasyka (jedyne danie, które zapewnia ubogim kubańska opieka społeczna). Indyk był smakowity, o ciekawej fakturze przypominającej pulled pork. Kalmary najbardziej lubię saute, jednak w sosie całkiem dobrze się broniły. Za to wołowina... Była wyśmienita! Idealne proporcje przypraw, świetne dodatki, jak niemal w każdym daniu, mocno wyczuwalny kumin.

Na deser flan de lece, czyli klasyczny flan w otoczce z brązowego cukru. Jak dla mnie za słodki, jednak taki już charakter tego święcącego się od cukru deseru.
Poza daniami, uwagę należy zwrócić na drinki autorstwa Damian'osa - zwłaszcza truskawkowe Daiquiri! 

Wizyta w El Caribe zdecydowanie należała do udanych. Jeśli poziom, który prezentują przed otwarciem się utrzyma, będę stałym gościem - a nie rzucam tego typu słów na wiatr. Nad kuchnią pieczę sprawuje Mama, Kubanka, autorka dań i dobry duch restauracji.
Mama wie co dobre.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz