www.facebook.com/burritobandidospl
Kiedy za oknem zimno, kiedy za oknem źle, wolałbym w Meksyku znaleźć się!
Żenujący pseudowierszyk jest wstępem do naszej krótkiej rozmowy z właścicielem nowo otwartego streetfoodu - Burrito Bandidos. Lokal nastawiony jest na formę "na wynos", wnętrze szokuje intensywnymi kolorami, nie tylko ścian, ale i samych składników.
Damian Dawid Nowak: Jaki jest pomysł na lokal?
Burrito Bandidos: Zdrowa żywność zainspirowana Meksykiem. Świeże warzywa, mięso, na tym zależy nam najbardziej. No i rozmiar - ponad pół kilograma, największe burrito w mieście.
DDN: Czy to Meksyk, czy wersja spolonizowana?
BB: Wersja spolonizowana. Jalapeno (ostre papryczki) są dodawane na życzenie, nie dodajemy pinto: czerwonej fasoli i czarnej fasoli. Ta ostatnia wymaga przygotowanego żołądka - dla kogoś nieświadomego próba może skończyć się źle. Z czasem jednak, na wyraźne życzenie, zamierzamy wprowadzać i te produkty. Pszenne placki podajemy w dwóch wersjach: białej i gruboziarnistej.
DDN: Dla kogo gotuje Bandyta?
BB: Jesteśmy nastawieni na szeroki przekrój klientów, trochę uczymy ludzi, czym jest burrito. Można wygodnie wziąć na wynos: do pracy lub szkoły, można także zjeść przy ladzie na miejscu.
Samo burrito zachwyca rozmiarem i ilością składników. Rzeczywiście, mamy tu bardziej do czynienia z popularnym obecnie wrapem, niż z oryginalnym, meksykańskim burritem. Warzywa i mięso zgrabnie komponują się w wysokoenergetyczną całość, która jeśli o streetfood chodzi, wygrywa z większością nowo otwartych burgerów. Podoba mi się możliwość doboru składników - są dobrze wyeksponowane za ladą, od razu chwalę własnej roboty guacamole. Jeśli nie odrzucają cię fuzje różnego rodzaju kuchni, polecam Burrito Bandidos - nie tylko ze względu na dobrą relację jakość/cena, ale przede wszystkim ze względu na świeże i dobre jedzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz