środa, 3 lipca 2013

Mount Blanc

Czekolada.

Niech to słowo wybrzmi. Dobrze? Na mnie też tak to działa. A po wizycie w Mount Blanc, nawet lepiej działa na mnie hasło: belgijska czekolada. Oczywiście, z produktami tej marki styczność miałem już wcześniej - próbowałem ich w  Silesia City Centre, a na Chmielnej kilkukrotnie kupowałem bombonierki prezentowe, jednak nigdy nie zatrzymałem się tu na degustacje. Naprawiłem ten błąd, przy okazji rozmawiając z właścicielką lokalu.

Damian Dawid Nowak: Dlaczego czekolada Mount Blanc?

Mount Blanc: Mount Blanc to jedynie marka, najważniejsza jest belgijska czekolada! Pralinki wykonywane ręcznie, ręcznie zdobione. Czekolada do picia też jest belgijska, robiona z kuwertury - to inny smak, inna jakość.

DDN: Ile czekolady w czekoladzie?

MB: Czekolada deserowa 70%, czekolada mleczna zdecydowanie mniej, biała czekolada nie ma właściwości odżywczych... ale jest bardzo popularna. Mount Blanc to też kawa, mieszanka arabici i robusty, choć tajemnicą sieci są proporcje.

DDN: Pośród czego wybieramy?

MB: Czekoladki dzielimy na specjalności i pralinki standardowe. Są unikatowe, niedostępne w polskich bombonierkach. Do standardowych zaliczamy: marcepany, ganasze, karmele, pralinki z likierami... Marcepany i orzechy sprzedają się najlepiej. Mamy też czekoladki i desery przygotowane dla dzieci, w ciekawych kształtach i w mniejszych rozmiarach, tak, żeby dziecko nie miało problemu ze zjedzeniem całości.

DDN: Co jeszcze Pani poleca?

MB: Founde czekoladowe, podawane z owocami i pierniczkami. Jedyna kuwertura, którą sprzedajemy - można zrobić founde w domu, w garnku. Mamy piwa belgijskie, w tym Kwak, podawany w specjalnym kuflu. Mamy mus owocowy, z prawdziwych owców zagęszczanych pektyną, zależy nam na naturalności naszych wyrobów. Są też produkty dla diabetyków, słodzone mentidolem.

DDN: Po czym poznać dobrą czekoladę?

MB: Powinna być błyszcząca, nie mieć skaz, nie rozpuszczać się w dłoni, a delikatnie rozpływać w ustach, po przełamaniu powinien być charakterystyczny trzask.

Zwykle opisuję jedzenie w kolejności, w której je podawano. Dziś, ze względu na deserowy charakter całego "posiłku", zacznę od tego, co najbardziej mi smakowało: od Crème brûlée! Jest to deser przygotowywany na bazie kremu z jaj, śmietany i cukru, skarmelizowany na wierzchu przy pomocy specjalnego palnika. Do przepysznego, idealnie gładkiego kremu, świetnym uzupełnieniem był mus malinowy. Brak słów. 
Pralinki zdobyły nas różnorodnością. Jestem wielkim fanem trufli, które dosłownie rozpływają się w ustach. Miękkie i kremowe, dostępne w wielu odmianach. Do każdej kawy dostajemy jedną pralinkę, sama kawa dość mocna, ziemista, zdecydowanie robusta - dobrze jest dobrać do niej słodką, jasną pralinkę.
Latem niespecjalnie przepadam za piwami, więc Kwak też mi nie podszedł - za to doceniam jego moc. Aleksa uznała, że jest dobry, poza tym tradycyjna forma podania uatrakcyjnia odbiór. 


Mount Blanc kusi szerokim wyborem czekoladek, idealnych na słodki prezent, oraz szeroką ofertą dostępną na miejscu. Belgijska czekolada broni swoje miejsce na podium, przy okazji sprawiając, że chętnie będę tu wracał.




Lada pełna czekoladowej dobroci.

Trochę spróbowaliśmy.

Czekolada na zimno.

Do kawy pralinka do wyboru.

Gwiazda deseru: Crème brûlé.

Z piwem, którego szklanka wygląda jak test trzeźwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz